50 twarzy Greya to nie książka!

By Rosie - piątek, marca 13, 2015




... i gdyby napisali to na okładce uniknęlibyśmy nieporozumień i nie powtarzalibyśmy bez przerwy, że ta KSIĄŻKA jest słaba. Bo to wcale nie jest książka, a przynajmniej nie taka, do której jesteśmy przyzwyczajeni.

Tl,dr: czytaj od czwartego akapitu.

We wpisie skupiam się jedynie na pierwszej części książki, kolejnych jeszcze nie czytałam w całości, ale wydaje mi się, że fabuła w nich nie jest już w nich tak piękna i prosta jak w pierwszej części i jeżeli zdecyduję się je przeczytać będę miała do czynienia jedynie ze zwykłą, przewidywalną książką, a nie tak cudowną nieksiążką.

A to moje powody, dla których trudno uważać 50 twarzy Greya za normalną książkę:

1. Nie jest tajemnicą, że 50 twarzy Greya było na początku fanfikiem do Zmierzchu. Opowiadanie nosiło tytuł Master of the Universe, a autorka publikowała je pod pseudonimem Lodowy smok królowej śniegu, czyli Snowqueens icedragon. 
I tu od razu nasuwa mi się pytanie: dlaczego w ogóle pisze się fanfiki? Myślę, że ludzie, piszący je nie marzą o ich publikacji, bo raczej zdają sobie sprawę, że naruszają one prawa autorskie. Dlatego mogą spokojnie puścić wodze wyobraźni i zrealizować wszystkie swoje fantazje seksualne w edytorze tekstu, a przy tym nie muszą dbać o spójność fabuły, autentyczność bohaterów czy poprawność merytoryczną. Ważne jest to, aby poznać ulubionego bohatera od najintymniejszej strony, mieć wgląd w jego życie i myśli. I nie szczędzić pikantnych szczegółów z jego życia łóżkowego, bo to jara najbardziej. I w ogóle życie seksualne w fanfikach to chyba najważniejsza część życia ever.

Podsumowując, w normalnej książce dwudziestosiedmioletni mężczyzna nie byłby miliarderem, bo to mało prawdopodobne, a kobieta nie przeżyłaby kilku orgazmów podczas pierwszego seksu, bo to niemożliwe (robiłam sondę, wszyscy tak twierdzą). Brak wszelkich ludzkich problemów, jak brak kasy czy brak orgazmów, to raczej znak szczególny dla fanfiction, w którym zdarzają się tylko wielkie problemy, mające na celu jedynie szczęśliwe zakończenie (jak nieplanowana ciąża, która ostatecznie prowadzi do szczęśliwego małżeństwa, spoiler alert)

2. Snowquenns Icedragon zaczęła robić karierę na fanfiction.net, następnie autorka przeniosła je na własną witrynę. Motywowana zapędem pisarskim, postanowiła zmodyfikować je tak, żeby nie było już fanfikiem, a zwyczajnym opowiadaniem erotycznym, zmieniając imiona i pewne znaczące fakty. Niestety nie udało się. Ana Steel na zawsze chyba pozostanie kopią Belli Swan, co można zauważyć choćby po kreacji jej rodziców. Rodzina Greya to Cullenowie... Siostra Mia to Alice. Natomiast Grey to Edward Cullen, no tego nie da się zmienić i już, szczególnie jeżeli zobaczyło się już amatorski film promujący opowiadanie Master of the Universe, podobno kiedyś zamieszczony na stronie autorki.
  



To tego dochodzą jeszcze fakty, czyli wykonane porównanie opowiadania Master of the Unieverse i 50 twarzy Greya. Teksty podobne są sobie w 89%. Wszystko na ten temat tutaj.
Czyli wychodzi na jedno: 50 twarzy to lekko zmodyfikowany fanfik, bazujący na istniejących bohaterach fikcyjnych, którego fabułą jest dążenie do seksu, seks, dążenie do seksu, seks, itd., czyli właśnie to, czego brakowało fanom Zmierzchu. 

3. Książka wydana została najpierw w formie ebooka przez wirtualne wydawnictwo The Writers' Coffee Shop (które podobno specjalizuje się w wydawaniu fan fiction), a kiedy sprzedaż ebooków zaczęła rosnąć została odkupiona  przez Vintage Books, część Random House. To, że wydawnictwa raczej nie przejmują się prawami autorskimi wiemy nie od dziś, ale czy E L James rzeczywiście je naruszyła? W końcu imiona zostały zmienione, Grey nie jest wampirem, więc wszystko wydawałoby się ok. Myślę jednak, że każdy, kto czytał Zmierzch bez trudu odnajdzie mnóstwo podobieństw i od razu odgadnie pierwowzory postaci. Sam fakt, że książka wyrosła z fan ficiton powinna raczej dawać trochę do myślenia. Jednak, who cares. It sells. 
Trzeba jednak pamiętać, że wydawnictwa praktycznie nie musiały martwić się o promocję tej książki, ponieważ sprzedawała się praktycznie sama - znana już wcześniej z fanfiction.net lub strony autorki. Zakupienie tego tytułu było po prostu korzystne - w zasadzie ta książka już wtedy była bestsellerem. Czytelnicy wydawali się nie przejmować kiepskim stylem, więc i jakakolwiek redakcja była pewnie uważana za zbędną...

I takim sposobem dotarliśmy do powstania nowej literatury XXI wieku. Wtórnej, balansującej na granicy prawa - bo i prawa autorskie nie do końca zachowane, i tematyka erotyczna trochę prowokacyjna - wydawanej w trybie self-publishing w formie ebooków, przeznaczona na czytniki, bo wstyd się pokazać z taką w tramwaju. Myślę, że nie można traktować jej w zwykłych kategoriach, przyjętych do oceny zwyczajnych książek.

Każdemu z bohaterów jakaś część została odebrana, żeby nie naruszał praw autorskich, no przez to ich postępowanie jest nielogiczne i niekonsekwentne. W dodatku ta (nie)książka została chyba skrzywdzona przez przekład. To mój ulubiony przykład:

Jak to możliwe, że w jego ustach jajka i bekon to zakazany
owoc? Niezwykła umiejętność.

Ogólnie jednak E L James dokonała tego, co wielu nie uda się nigdy. Skłoniła nieczytających do czytania i czytających do nieczytania. Uwielbiam ją!

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze